Niepospolita aktywność i zapał sprawiły, że bardzo szybko młody ks. Józef Londzin zdobył pozycję lidera polskiego obozu katolickiego na Śląsku Cieszyńskim, przez kilka wieków pozostającym w obrębie innego państwa. Kiedy odszedł, mówiono, że jak Jozue wprowadził lud do ziemi obiecanej: do Polski.
Był współprzewodniczącym Polskiej Rady Narodowej dla Księstwa Cieszyńskiego, której powstanie w październiku 1918 r. wyprzedziło oficjalny symboliczny powrót niepodległości. Przed pamiętnym 1918 rokiem były długie lata wytrwałej pracy dla Boga i Polski. Urodził się w Zabrzegu w 1862 r. Jeszcze w seminarium w Ołomuńcu zadbał o uporządkowanie biblioteki polskich książek, aby przyszli kapłani mogli poznać język swoich polskich parafian.
Jako ksiądz zapraszany do małych miejscowości na spotkania patriotyczne był współorganizatorem około 600 takich wieców. Zawsze wskazywał na dowody polskości mieszkańców tej ziemi, którym należy się prawo do nauki, książki, prasy czy rozmów w urzędach w języku polskim.
W jednej osobie ks. Londzina pomieścił się cały szereg postaci. To kapłan i katecheta, a później poseł, senator i burmistrz Cieszyna, redaktor i wydawca „Gwiazdki Cieszyńskiej”, prezes Związku Śląskich Katolików, Polskiej Macierzy Szkolnej dla Księstwa Cieszyńskiego, „Dziedzictwa bł. Jana Sarkandra dla ludu polskiego na Śląsku”, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego i organizator muzeum, a także współtwórca Towarzystwa Opieki nad kształcącą się młodzieżą im. bł. Melchiora Grodzieckiego, Polskiego Towarzystwa Turystycznego „Beskid”. Angażował się w Związku Spółek Rolniczych, Cieszyńskim Banku Kredytowym i w Towarzystwie Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych. Nie zaniedbywał przy tym kapłańskiej posługi. Był kanonikiem honorowym kapituły sandomierskiej i katowickiej, a także wieloletnim prezesem Związku Kapłanów Śląska Cieszyńskiego „Unitas”.
„Trudno pomyśleć, jakie byłoby dziś oblicze Śląska, gdyby na nim nie żył i nie działał przez ubiegłe półwiecze wielebny pon z »Gwiazdki Cieszyńskiej«: prawdziwa gwiazda przewodnia ludu śląskiego przez szereg najtrudniejszych lat” – pisała o nim Zofia Kossak. Pisała ze szczerym uznaniem, choć przecież nie była świadkiem tej wielkiej pracy patriotycznej ks. Londzina, skoro do Górek Wielkich na Śląsk Cieszyński dotarła w 1923 roku i jego dokonania znała jedynie z relacji. A te zgodnie wystawiały mu najwyższe noty. Zasług nie brakowało, choć nie zabrakło też bolesnej porażki, bo tak odebrał decyzję polityków, którzy przecięli Śląsk Cieszyński granicą państwową wzdłuż Olzy. Ks. Londzin cierpiał, bo po czechosłowackiej stronie zostało tylu Polaków. Ale nie zrezygnował z ofiarnej pracy przy odbudowie polskiej państwowości. Umierał jako senator i burmistrz.
W relacji z jego pogrzebu w 1929 r. skrupulatnie wyliczano, że wraz z bp. Arkadiuszem Lisieckim Mszę św. koncelebrowało 120 kapłanów, a w blisko półtorakilometrowym kondukcie szły tysiące ludzi, niesiono ponad 70 sztandarów. Żegnano wodza, hetmana. A pośmiertne przyznano ks. Londzinowi Krzyż Walecznych – odznaczenie nadawane za męstwo okazane w boju.