Oblubienica krzyża

dodane 25.11.2024 09:51

Brzezie nad Odrą. Sto lat temu był tu nie tylko kraniec powstałej właśnie diecezji, ale też granica państwa. Tu była Polska, a kawałek dalej, za rzeką, już Niemcy. Opodal kościoła stoi klasztor Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. To tu 18 stycznia 1933 roku przybyła siostra Dulcissima – Helena Hoffmann, Ślązaczka ze Świętochłowic-Zgody. Miała 23 lata, od kilku lat była zakonnicą – i niewiele krócej ciężko chorowała. Już habit zakonny przyjmowała, cierpiąc na niezdiagnozowaną wtedy chorobę – prawdopodobnie guza mózgu. Straszne bóle głowy, paraliże połączone z czasową utratą przytomności, to tylko niektóre z jej cierpień. Później, zwłaszcza w piątki, dołączył ból w dłoniach, stopach i boku. Zakonnica uprosiła Boga, żeby stygmaty nie były widoczne.

18 kwietnia 1935 w klasztorze w Brzeziu złożyła śluby wieczyste. Rzadko już wtedy opuszczała łóżko, a jednak znali ją już wszyscy mieszkańcy Brzezia. Dawało się odczuć, że to osoba niezwykła. Ludzie opowiadali, że jej modlitwy wyjednywały cuda. Szczególnie głośno było o przypadku braci Jana i Kazimierza Darowskich, chłopców, którzy zachorowali na szkarlatynę. Janek stracił wzrok i słuch. Dulcissima odwiedziła ich, poruszając się o kulach. Przytuliła dzieci, położyła im ręce na głowach i modliła się. Odchodząc, miała powiedzieć matce chłopców, że ofiarowałaby swoje oczy, żeby Janek mógł widzieć. Chłopcy wrócili do zdrowia, a Janek odzyskał wzrok i słuch, co lekarze uznali za cud. W tym samym czasie Dulcissima przestała widzieć.

Zakonnica wszystkie cierpienia traktowała jako okazję do wynagradzania za ludzkie grzechy. Nękana atakami choroby, powtarzała: „Daj mi dusze, dusze, dusze! Są takie drogie, kosztują tak wiele! Za kapłanów, za Zgromadzenie...”. W ostatnich tygodniach przed śmiercią przychodzili do niej ludzie świeccy. „To są dusze... Muszę je też zawołać. Wszystkie powinny przyjść” – wyjaśniała siostrze Lazarii, opiekunce i przyjaciółce. W swoich ostatnich dniach upraszała błogosławieństwa dla proboszcza i parafii. „Daj im dużo, Jezu, daj im dużo” – dyszała.

Rankiem 18 maja 1936 roku siostra Dulcissima zmarła. Miała zaledwie 26 lat. W ciągu dziewięciu lat życia zakonnego utwierdziła się w przekonaniu, że Jezus prosi ją o przyjęcie pokuty za innych. Pomogła jej w tym wychowawczyni – święta Teresa od Dzieciątka Jezus, która od dzieciństwa była jej mistyczną przewodniczką, objawiając się Helenie w snach i wizjach. Teresa nauczyła ją „małej drogi” – swojego dziecięcego sposobu widzenia rzeczywistości. „Wszystko jest łaską, również to, że jestem głupia. Dla świata można być głupim, ważne jest to, że u Boga jest się dzieckiem” – pisała Dulcissima w jednym z listów. 22 maja odbył się jej pogrzeb. Przyszedł na niego dosłownie każdy mieszkaniec Brzezia. Wszystko było w bieli. „Ona była przecież dzieckiem. Wtedy nie nosi się żałoby” – tłumaczył brzeski proboszcz.

Grób siostry Dulcissimy na cmentarzu opodal kościoła od samego początku był miejscem spontanicznego kultu. „My tam tylko ziemię dosypywałyśmy” – śmiały się siostry z klasztoru. Trzeba było to robić, ponieważ ludzie brali tę ziemię w charakterze relikwii. Gdy w 1939 roku młodzi mężczyźni szli na wojnę, matki robiły woreczki z tą ziemią i zaszywały w mundurach. Każdy z tych żołnierzy wrócił. Przekonanie o łaskach otrzymywanych za pośrednictwem s. Dulcissimy jest w Brzeziu wciąż powszechne. I nie tylko tam, zwłaszcza od 1999 roku, gdy wszczęto jej proces beatyfikacyjny.

8 kwietnia 2000 roku odbyła się ekshumacja szczątków Służebnicy Bożej z grobu na starym cmentarzu. Przeniesiono je do sarkofagu, znajdującego się przed kościołem parafialnym. Na płycie widnieje napis: „Oblubienica krzyża”. Taki tytuł wybrała sobie sama Helena, gdy wstępowała do zakonu.

Na jej grobie wciąż leżą kwiaty, palą się znicze, a co najważniejsze – modlą się nad nim ludzie. Wielu prosi, wielu otrzymuje. Bóg wysłuchuje modlitw swojego ukochanego dziecka. Za wstawiennictwem Dulcissimy daje ludziom dużo. Naprawdę dużo.

 

«« | « | 1 | » | »»
oceń artykuł Pobieranie..
przewiń w dół