Nikt nie zliczy odpowiedzialnych, animatorów oazowych czy ministranckich, osób prowadzących grupy Dzieci Maryi i wielu innych, którzy poświęcali swój czas, zasoby i siły „na chwałę Bożą”.
W czasach PRL, w pełnym nowych bloków Jastrzębiu miało nie być kościołów. To miało być „miasto socjalistyczne”. Chodziło o to, żeby ludzie oddaleni od placówek duszpasterskich stopniowo się laicyzowali. Wtedy państwo Zofia i Józef Szotkowie, za radą proboszcza ze Zdroju postawili na swoim polu „budynek gospodarczy”. Obiekt okazał się kaplicą, która 14 listopada 1971 r. została poświęcona. Zaskoczone władze zaczęły się mścić. Pani Pieleszowa, bardzo udzielająca się przy budowie, została zwolniona z pracy w kopalni Jastrzębie. Inni, jak Tadeusz Gawin czy synowie państwa Szotków – Krystian i Franciszek, zostali karnie przeniesieni do pracy na powierzchni, co mocno uderzyło ich po kieszeni. Gerard Kroczek, zdolny architekt, stracił stanowisko kierownika budowy osiedla. Szykany spotkały starszych państwa Szotków. Któregoś dnia do ich domu wpadli esbecy i stojąc nad płaczącą panią Zofią, wrzeszczeli, domagając się podpisania nakazu rozbiórki kaplicy. Jej mąż wyszedł na dwór i zawołał dzieci. Kazał im biec po pomoc. Zaalarmowani mieszkańcy osiedla zareagowali błyskawicznie. Część poszła bronić kaplicy, a reszta otoczyła dom Szotków. Było tych ludzi… około dwóch tysięcy. Na ten widok zszokowani esbecy nagle zmiękli i uprzejmie poprosili, żeby w tej sytuacji ludzie podpisali petycję przeciw rozbiórce kaplicy. Podpisywali wszyscy. Było ich tak wielu, że Szotkom szybko zabrakło kartek.
Po tych zdarzeniach do kościoła ponownie zaczęli chodzić ludzie, którzy wcześniej zdążyli przestać.
To jedna migawka z dziejów walki o możliwość wyznawania wiary w warunkach komunizmu. Podobnych jest wiele, z różnych miejsc diecezji katowickiej. Cała jej historia obfituje w przykłady poświęcenia, a czasem nawet heroizmu wiernych świeckich, jak choćby w czasach stalinowskich, gdy ze ścian szkół usuwano krzyże, a młodzież wieszała je z powrotem lub je na ścianach rysowała. Liczni protestujący za chrześcijańskie świadectwo odpowiedzieli wtedy karnie, włącznie z uwięzieniem i wydaleniem ze szkoły.
W ogromnej większości osoby zaangażowane w życie lokalnego Kościoła są bezimienne. Po niektórych pozostały zapiski w protokołach sodalicji i innych stowarzyszeń kościelnych, do których dziś zaglądają nieliczni. Bez nich jednak duszpasterstwo w diecezji byłoby o wiele uboższe, a w niektórych okresach byłoby prawie niemożliwe. Bez nich wreszcie sami duchowni nie byliby w stanie prowadzić duszpasterstwa ani nawet funkcjonować jako pasterze. Szczególnie wyraźnie okazało się to w kontekście działalności ks. Franciszka Blachnickiego, poczynając od Rydułtów, gdzie był wikarym opiekującym się 120 ministrantami, z których częścią pojechał na pierwszą „oazę” do Bibieli. Potem była Krucjata Wstrzemięźliwości, a później potężny Ruch Światło–Życie. Wszystko to nie byłoby możliwe bez rzeszy świeckich pomocników, którzy całe serce wkładali w dzieło zainicjowane przez sługę Bożego. Ks. Franciszek inspirował ich swoim zaufaniem Bogu. Na przykład, gdy na jednej z pierwszych oaz ministranckich w Koniakowie zabrakło pieniędzy i żywności, kucharka z Rydułtów, pani Kuśkowa zaalarmowała Blachnickiego, że na śniadanie nic już nie ma. Duchowny zapewnił kobietę, że nie ma się co martwić. Rano niespodziewanie górale zaczęli znosić wszystko, co tylko było potrzebne: ser, jajka, kury, mleko... Nie wiedzieli, że są narzędziami Bożej Opatrzności, ale tak działa Bóg – a oni okazali się posłuszni Jego natchnieniom.
W Ruchu Światło–Życie szczególnie wyraźnie okazało się, że świeccy mogą i powinni być aktywniejszymi uczestnikami życia Kościoła, zwłaszcza w dziedzinie ewangelizacji.
Nikt nie zliczy odpowiedzialnych, animatorów oazowych czy ministranckich, osób prowadzących grupy Dzieci Maryi i wielu innych, którzy poświęcali swój czas, zasoby i siły „na chwałę Bożą”. To było wiele tysięcy ludzi, którzy jeszcze większym tłumom pomogli spotkać Chrystusa – a dzieło to było tak wielkie, że nie ograniczyło się do diecezji, ale wpłynęło na duchowy kształt całej Polski.